Niezwykle realny.Niezwykle efemeryczny.Zarowno film, jak i Jamie Bell.Stephen Daldry tworzy kino i bohatera,istoty, ktore pozwalaja nam poczuc elektrycznosc.Byc moze te sama,ktorej doswiadczal Billy.Chyba tak.
"Billy Elliot" to obraz o marzeniach.O sztuce.Zapewne tak. Dla mnie jednak to dzielo o prawie do szczescia.Sceny, w ktorych Billy,nieopierzony chlopak, probuje wzniesc sie nan gornicze osiedla pogrzebanych wartosci, ukazuja jedynie taniec.Tylko taniec i tylko istote wolnosci. Az istote wolnosci...sens.
Najbardziej wzruszajaca scena:Wszystkie z Billym;
Najbardziej zabawna scena:Pozegnanie z babcia.
P.S.And the Oscar goes to Jamie Bell and Julie Walters!!!